Fotografowanie gór niesamowicie rozwija. Dzięki nim z własnej woli zaciekawiłem się wieloma dziedzinami życia i wiedzy, którymi bezskutecznie próbowano zainteresować mnie w czasach szkolnych. Dzięki fotografii górskiej od 16 lat pokonuję rocznie setki kilometrów po szlakach Polski, Europy i Świata. Gdy jako osiemnastolatek poszedłem po raz pierwszy w góry z aparatem, nie sądziłem, że po 12 latach zajmę się fotografią górską zawodowo i tak zmieni się moje życie.
Obecnie – w czasach, kiedy spędzam mnóstwo czasu przed komputerem pracując nad zdjęciami, najważniejszy jest dla mnie fakt, że góry aktywizują mnie do wysiłku fizycznego, który muszę wykonać aby osiągać zamierzone efekty. Obecnie podchodzę do wysiłku coraz bardziej świadomie, kontrolując swoją dietę, regularnie biegając i dbając od dobór odpowiedniego sprzętu do uprawiania zaawansowanej turystyki.
Gdy rozpoczynałem przygodę z fotografią górską byłem całkiem nieświadomym turystą – takim, z których dziś wyśmiewają się na forach i nazywają „januszami”. Chodziłem w dżinsach i tenisówkach, ze szkolnym plecakiem na ramionach, a przed deszczem chroniłem się parasolem. Ale chęć chodzenia była tak wielka, że w ciągu trzech, czterech lat pokonałem prawie 2000 km pieszo poznając niemal całe Sudety od Gór Łużyckich po Góry Opawskie i sporą część Tatr po obu stronach granicy. Z każdym rokiem rosła moja świadomość – zarówno ta dotycząca gór i fotografii, jak również sprzętu outdoorowego. Coraz większą uwagę zacząłem przywiązywać do tego – co wcześniej wydawało się zbędnym gadżetem, i powoli przekonywałem się do sprzętów, bez których dziś nie wyobrażam sobie wędrówki w góry.
Starzy turyści zawsze mówili, że w górach najważniejsze są dobre buty. Oczywistym więc było, że kompletowanie wyposażenia zacząłem od bazy – czyli butów górskich, które kupiłem na pierwsze zimowe wypady. Do zakupu butów i zostawienia trampków w domu, zmusiła mnie pogoda – okazało się, że w Karkonoszach, gdzie miałem się wybrać, leży metr śniegu – a był dopiero początek października. Nie mając dostatecznej wiedzy zaczynałem oczywiście od tańszych modeli, ale gdy kupiłem po raz pierwszy Hanwag Alaska – buty z prawdziwego zdarzenia, wykonane z jednego płata skóry licowej – okazało się, że to idealna baza do tego czym się zajmuję. Buty były mocne, wygodne i do tego niemal całkowicie nieprzemakalne. Gdy potem mieszkałem przez kilka lat nad morzem, fotografowałem wchodząc w nich po kostki do wody i zwykle wracałem do domu z suchymi stopami – chyba, że woda wlała się górą, bo za głęboko wlazłem. Butom ze skóry licowej jestem wierny do dziś, głównie ze względu na ich solidne wykonanie i pewność, którą dają mi na skalistych szlakach takich jak Orla Perć czy trasy alpejskie.
Po kilku solidnych przemoknięciach przyszła kolej na odzież outdoorową, która nie tylko będzie chronić przed niekorzystnymi warunkami, ale również odprowadzać wilgoć. Pamiętam taki wypad w Góry Izerskie, kiedy szedłem w deszczu przez wiele godzin, a wodę wylewałem nawet ze środka plecaka. Wtedy postanowiłem zainwestować nieco więcej w ciuchy. Szczególnie w spodnie górskie (obecnie korzystam ze spodni Mammut i Jack Wolfskin), kurtki membranowe z Gore-Texem (najbardziej podobały mi Marmoty się zawsze – takiej do dziś używam) oraz kurtki puchowe, które chronią mnie przed zimnem, gdy czekam na wschód słońca. Pamiętam moje zdziwienie, gdy ubierając dobrą membranową kurtkę podczas zimowego wypadu na Śnieżkę (gdzie zawsze jest ekstremalnie zimno) byłem zaskoczony, że wreszcie mi nigdzie nie podwiewa.
Wiele w moim podejściu do trekkingu i fotografowania zmieniły pierwsze większe wypady zagraniczne w góry Europy. Pierwsze wyjazdy w Karpaty Ukrainy i Rumunii oraz pierwsze wypady na via-ferraty i na lodowce w Alpach znacznie uczuliły mnie na bezpieczeństwo i wygodę. Pamiętam, że od zawsze byłem wielkim przeciwnikiem kijów trekkingowych, twierdząc, że trzymając w rękach aparat nie będę w stanie chodzić z kijami. Moje podejście zmieniło się całkowicie podczas pierwszego wyjazdu górskiego z wielkim plecakiem w Góry Rodniańskie do Rumunii w 2009 r. Kupiłem wówczas pierwsze kije trekkingowe, które uratowały mnie w wielu stromych i trudnych miejscach, gdzie przeważał mnie plecak. Czasem nawet wykorzystuję kijek do podparcia aparatu, jeśli nie chce mi się wyciągać statywu, który zawsze jest z boku plecaka 🙂
Od tej chwili nie rozstaję się z kijami nawet podczas krótkich wypadów i zawsze polecam ich zakup wszystkim, którzy chodzą po górach z plecakiem.
Niemal od początku swojej przygody z wyższymi górami poza Polską, jestem wielkim zwolennikiem górskich biwaków. Tylko posiadając własny namiot czuję się w pełni wolny. Dzięki temu, że nocuję w najpiękniejszych miejscach, mogę fotografować wschody i zachody słońca bez nocnego chodzenia. Zwykle idę w ciągu dnia, kiedy światło do fotografowania jest najgorsze i przed nastaniem złotej godziny stawiam namiot, aby wieczorem móc fotografować. Rano po wschodzie słońca zwijam sprzęt i idę w kolejne miejsce. Mam takich górskich biwaków za sobą już kilkaset zarówno w polskich górach jak również w Alpach, Pirenejach, Skandynawii, na Bałkanach, a nawet na pustyniach Jordanii czy w górach Patagonii i Ziemi Ognistej. Zawsze towarzyszy mi wtedy to samo uczucie wolności i samostanowienia o sobie.
Kompletowanie sprzętu biwakowego, to zawsze złożony proces, ale wiele sklepów obecnie ma specjalne działy poświęcone kempingom, gdzie w jednym miejscu znajdziecie namioty, śpiwory, maty, kuchenki oraz różnego rodzaju akcesoria niezbędne do zbudowania własnego obozu w górach. Cały dział poświęcony biwakowaniu znajdziecie w sklepie addnature.pl
Wybierając obecnie miejsce trekkingu, zawsze dbam o to, by znaleźć jakąś dogodną lokalizację na rozbicie namiotu. Nie potrzeba do tego dużo miejsca – wystarczy 2×3 m względnie płaskiej przestrzeni. Sypiałem już w wielu dziwnych miejscach – na drogach, skałach, lodowcach, wąskich i eksponowanych szczytach – i moje doświadczenie podpowiada mi jedno – na jeden namiot wszędzie znajdzie się miejsce.
Kiedyś będąc w Grindelwaldzie widziałem na spacerze po mieście chińskiego turystę, który ubrany był w spodnie Mammuta, kurtkę membranową Mammuta, buty Mammuta i czapkę Mammuta. Aha, miał też plecak – oczywiście Mammuta, a jakże. Wspominam o tym dlatego, że cieszę się, iż przez te kilkanaście lat nigdy nie stałem się gadżeciarzem. Do dziś używam tylko tego co niezbędne, aby czuć się w swojej pracy w górach bezpiecznie i komfortowo. Doceniam jednak pewność, którą daje mi posiadanie dobrego sprzętu turystycznego. W dziedzinie, którą się zajmuję wielu mówi dziś, że to nie sprzęt czyni fotografa, lecz dobre oko, wyczucie chwili, talent i determinacja. To święta prawda, i to samo dotyczy sprzętu turystycznego – nie nauczy on nas rozsądku w górach, nie sprawi, że szybciej będziemy zdobywać szczyty. Ale poprawi nasze bezpieczeństwo, komfort i wygodę – a tylko wtedy można wykonywać swoją pracę z radością i satysfakcją.