Północna Szwecja była dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo nigdy nie myślałem o tym kraju jako o celu wędrówek w góry, a tymczasem jest to, moim zdaniem, jeden z najbardziej fascynujących górskich terenów w Europie. Kompletnie dziki, zapomniany i odległy. Tak jak wspaniała Dolina Rapadalen, która lśni jak najjaśniejszy klejnot w skarbcu Parku Narodowego Sarek.
Szwedzka Laponia i Dolina Rapadalen to największe odkrycie mojej podróży poślubnej i najpiękniejsze oraz najbardziej niezwykłe miejsce jakie widziałem w Skandynawii, a widziałem przez 45 dni naprawdę sporo! Wyprawa choćby na kilka dni do Parku Narodowego Sarek miała być jedną z głównych atrakcji całego wyjazdu do Skandynawii, a z powodu kierunku jazdy jaki obraliśmy był to dopiero ostatni górski wypad podczas całej podróży, spinający klamrą cały nasz wyjazd.
Najpiękniejsze miejsce w moim życiu
Miejsce jest zupełnie nieznane i raczej nie ma potencjału turystycznego – trzeba odjechać od głównej drogi 90 km, a następnie iść pieszo 23 km. W międzyczasie 6 km wzdłuż jeziora można pokonać łodzią (płatne, działa tylko w sezonie wakacyjnym).
Warto jednak się zmęczyć, choćby wyłącznie po to, aby zobaczyć niesamowitą deltę rzeki Rapaätno, która odwadnia góry i lodowce najpiękniejszego Parku Narodowego Szwecji – Sarka. Park leży około 60 km za Kołem Polarnym i stanowi tylko niewielką część najbardziej dzikiego rejonu w całej Europie, który rozciąga się od Parku Narodowego Rago w Norwegii przez całą Laponię szwedzką i fińską i obejmuje swym zasięgiem jeszcze Półwysep Kolski w Rosji. Ten dziki teren, objęty w wielu miejscach bardzo odludnymi i trudno dostępnymi parkami narodowymi zajmują przede wszystkim bagna, lasy, jeziora i góry.
Delta Rapaätno to liczne jeziora o różnej barwie (efekt przenikania się wody lodowcowej ze zwykłymi strumieniami), które tworzą mozaikę wodnych kształtów i oczek, a przeplatają się z nimi niezwykłe wstęgi i meandry potoków i rzek.
Podczas 3 dni spędzonych w okolicy spotkaliśmy kilkanaście osób i każda z nich stwierdziła zgodnie razem z nami, że Rapadalen to najpiękniejsze miejsce jakie widzieli w Skandynawii, a może nawet w życiu.
Trasa
Zaczęło się od jednego zdjęcia obejrzanego w internecie, na którym po raz pierwszy zobaczyłem ten niesamowity krajobraz. W podobny sposób – od zobaczenia zdjęcia jednego ciekawego krajobrazu zacząłem wiele swoich podróży.
Celem naszego wyjścia było dotarcie na szczyt Skierffe (1179 m), skąd rozciąga się niesamowita panorama na Dolinę Rapadalen.
Na Skierfe prowadzi kilkukilometrowa trasa, odbijająca na zachód od słynnego długodystansowego szlaku Kungsleden przecinającego szwedzką Laponię. Aby się tam dostać od najbliższego parkingu należy przejść pieszo 16 km, aż do osady Aktse, gdzie przebiega Kungsleden. Ten ostatni parking, znajdziecie bez problemu w google maps wpisując Sitoälvsbron.
Odcinek do Aktse na szczęście prowadzi prawie zupełnie płasko, a pierwsze 10 km, do przystani dla łodzi, to całkiem szeroka droga, którą przejedzie nawet samochód – niestety dla normalnego ruchu samochodowego zamknięta łańcuchem z kłódką. Stąd można ostatnie 6 km przepłynąć łodzią, lub wąską ścieżką w leśnym anturażu dojść o własnych siłach. Łódź wzywa się telefonicznie przez aparat, który znajduje się na przystani. Przeprawa jest jednak czynna wyłącznie w sezonie wakacyjnym, więc nie miałem możliwości skorzystania z niej.
Droga od parkingu aż na Skierffe liczy 23 km i z namiotem, sprzętem fotograficznym i wielkimi plecakami zajęła nam około 25 godzin, wliczając w to również nocny odpoczynek.
Dopiero w Aktse rozpoczyna się właściwe podejście i odtąd idzie się już głównie do góry, choć stromo jest tylko na samym początku trasy i na samym jej końcu już pod szczytem Skierffe. Całe podejście mierzy około 800 m przewyższenia na 9-cio kilometrowym dystansie. Szlakiem Kungsleden idziemy z Aktse zaledwie jeden kilometr, po czym odbijamy w lewo w kierunku świetnie stąd widocznego szczytu Skierffe, którego trójkątną sylwetkę podciętą pionową skalną ścianą łatwo rozpoznać w terenie z bardzo daleka.
Pierwsze spojrzenie na Rapadalen
Na szpiczastym wierzchołku Skierffe rozbiliśmy namiot na 3 dni i tyle czasu mieszkaliśmy na wietrznym szczycie góry. Ale najbardziej niesamowitym przeżyciem było pierwsze spojrzenie na Rapadalen.
Ale po kolei. To był najbardziej niesamowity zachód słońca w najbardziej niesamowitym miejscu na ziemi! I jednocześnie moje pierwsze dłuższe spojrzenie na Doliną Rapadalen!
A było tak: Obładowani bagażami szliśmy przez cały dzień w pochmurnej pogodzie, a przed szczytem, z którego rozciąga się ten wspaniały widok zaczęło lać. Deszcz zmoczył nam ubrania i zepsuł humory, bo mieliśmy już do końca trasy naprawdę niewiele – najwyżej godzinę. Na szczycie szybko rozbiliśmy namiot, a deszcz się wzmógł. Padało i wiało, było bardzo zimno i nieprzyjemnie, więc w tych mokrych łachach poszliśmy spać i spalibyśmy pewnie do nocy, gdyby nie ten niesamowity widok, który mnie zbudził i przyspieszył bicie serca (jak zawsze w takiej sytuacji). Niechętnie otworzyłem oczy, bo wciąż słyszałem ciężkie krople na tropiku namiotu, ale naraz otworzyłem je bardzo szeroko, bo cała zachodnia ściana namiotu była rozświetlona czerwono-złotym światłem! Ja już dobrze wiedziałem, że to oznacza niesamowite warunki i boskie światełko do fotografowania.
Zobacz również:
Wyskoczyłem jak oparzony z namiotu i zobaczyłem ten widok nie do opisania! Cała dolina była zalana czerwono-pomarańczowym lukrem, a oświetlone odbicia chmur rozszczepiały się w dziesiątkach jezior i strumieni widocznych w dole. Żona powiedziała mi jeszcze żebym się nie wysilał ze zdjęciami, bo znów wszyscy będą gadać, że Nienartowicz nadużywa fotoszopa.
Te niesamowite czerwone zachody rajcują mnie zawsze tak samo mocno, a to uczucie gdy biegam w amoku z aparatem i w jak najkrótszym czasie chcę zamknąć jak najwięcej niezwykłych kadrów, działa jak fotograficzna heroina – ekscytuje i uzależnia jak cholera, przyspiesza rytm serca i pobudza pocenie!
Wiatr, który się rozszalał przegonił wszystkie chmury, dzięki czemu w nocy mogliśmy podziwiać kolejną wspaniałą zorzę polarną, która mieniła się warkoczami tańczącymi na niebie. Indeks Kp jednoznacznie wskazywał, że na zorzę tego dnia nie ma szans, ale pogoda i tak załatwiła wszystko po swojemu. To była najzimniejsza noc całej naszej podróży, ale jednocześnie chyba najpiękniejsza.
Drugie spojrzenie na Rapadalen
Gdy wydawało się, że nic piękniejszego już nie może nas spotkać, znów się przekonałem, że tutejsze warunki pogodowe są wspaniałe i zaskakujące. O poranku całą dolinę zalały welony mgły, które podświetliło wschodzące słońce.
W tej scenerii krajobraz Doliny Rapadalen wygląda chyba najpiękniej. To podczas tego wschodu słońca zrobiłem najlepsze zdjęcia tego miejsca, gdzie dywan mgieł wdziera się znad jeziora wgłąb doliny.
Ale ciekawie jest tutaj o każdej porze dnia i nocy, bo każda pora pozwala na zrobienie innych zdjęć. Przez 3 dni i dwie noce fotografowałem ten niesamowity krajobraz wykorzystując sprzyjającą pogodę, by spełniony fotograficznie wrócić po 5 dniach do tak zwanej cywilizacji.
Więcej zdjęć z Rapadalen w GALERIA.
Zobacz również:
4 Comments
Karolina · 2 listopada, 2019 o 9:45 pm
o wow…niesamowite…
Gośka · 20 lutego, 2020 o 2:02 pm
Dzięki za tę relację, zdjęcia zwalają z nóg 🙂 Jaki to był miesiąc? Wczesna jesień?
Piotr · 7 lipca, 2020 o 1:27 pm
Dzięki tej relacji w sobotę ruszamy w kierunku Rapadalen, później lecimy dalej Kungsleden. Świetne zdjecia.
Czarek · 8 sierpnia, 2020 o 5:26 am
Super miejsce i fajna relacja, kiedy dokładnie tam byłeś wrzesień, październik?